Wybraliśmy się dziś na jesienną wycieczkę, korzystając z ostatnich prawdopodobnie promieni słońca.
Nie udała się ani wczorajsza dywersja Szymka Maśniaka polegająca na zmęczeniu drużyny
śmiertelną( dla wycieczki) dawką promili, ani zmiana czasu wprowadzająca
w szeregi chaos i zagubienie. Ostatecznie już późnym porankiem w skaładzie Gąsior, Słodki, Jędrek Bargiel oraz Ja
udaliśmy się Pietrowozem do malowniczej doliny Chochołowskiej celem dostania sie na grań główną Tatr.
Ruszając z parkingu spodziewaliśmy się atrakcji jakie miały nas czekać.
Oto kilka z nich:
"...jechał rolnik na ciągniku..." jak widać popularny hit nie pozostawia nas w spokoju
wkradając się nieustannie przy każdej możliwej sytuacji. Taki już los hitów.
Dolina Starorobociańska, a dokładniej jej uroki sprawiły iż poruszaliśmy się
prędkością której nie nazwę świńskim truchtem.
Takim tempem dotarliśmy na Siwą Przełęcz gdzie rozwaliliśmy się na trawce.
Atakowani złośliwymi komentarzami jakiś podstarzałych facetów w rajtuzach,
staraliśmy sie delektować widokami oraz wygrzewać wzorem gadów na słońcu.
Wesoła kompanija.
Czas beztrosko mijał na rozmowie i czynnościach jakie dzieją się w takich sytuacjach.
Jedeno z błyskotliwych stwierdzeń należy do Gąsiora a brzmiało to tak:
"A jednak jest sprawiedliwość na tym świecie,
u nas jest śnieg, a u Słowaków nie!"
Wszysko co piękne musi się skończyć. Głód zaczął wdzierać się w trzewia.
Spacerek granią oraz zejście do doliny również nie obyło się bez emocji.
Ślisko, głodno i do domu daleko. Kupa śmiechu.
Nawet przy wkraczaniu w dolinę góry gwałcą swoim pięknem.
Ha! Napewno jeszcze tu wrócimy!